O nieśmiertelna! tyś tchnieniem swem
Wstrząsała lądów obszary,
I świat drżał cały, gdy w proch padały
Nędzne bożyszcza kłamliwej chwały,
Które czcił niegdyś lud wszech ziem,
A z gruzów, dymów, pleśni i skaz
Wynosił czas
Radosnych przeczuć sztandary.
Biada tym chwilom, gdy z twoich lic
Nie błyska przedświt zarania,
Gdy w ciemnej, wdowiej smutku zasłonie
Swe jaśniejące ukrywasz skronie,
Nie mówiąc ludom-karłom nic,
Gdy tęcze twoje nie mają barw,
A z srebrnych harf
Dźwięk żaden nam nie podzwania.
Bezmyślnie patrząc w zamgloną dal,
Gdzie idzie, człowiek sam nie wie.
O chleb swój dziko walczy i leże,
A choć w serc głębi niekiedy wzbierze
Nieukojony jakiś żal,
Nikt nie ma siły zawołać: »Wstań!«
Śród próżnych łkań
Dogasa zwolna zarzewie.