Za widnokręgiem słońce kryje głowę złotą.
Chmur stadka, bólu rozstań krwią serdeczną zlane,
Za wzgórz, gdzie znikło, ciemną zaglądają ścianę,
Wyciągając ramiona z śmiertelną tęsknotą.
Takie pełne barw jego, wspomnień, bólu, smutku!
Zda się, niem tylko żyją, choć po jego zgonie...
Chwila — — zszarzały, płyną, kędy wiatr powionie,
Do gwiazd innych, co błysły, płyną powolutku.
Za widnokręgiem życia, w grób człowieka kładą.
Ci, którym tu był słońcem, którzy go kochali,
Z pustką w sercu śmiertelną, rozbolali cali,
Klękają na mogile z twarzą we łzach bladą.
Nie oderwą się od niej, nie znajdą pociechy,
Nie zagoją tej rany, co pierś im przenika!...
Chwila w czasie — — zblakł, zszarzał obraz nieboszczyka,
Dla innych, żywych — miłość, przyjaźń i uśmiechy.