Ta strona została przepisana.
II.
I wolicie samotni iść ku życia krańcom,
Niż, idealnych, śnionych zaparłszy się widem,
Czcić bałwany, któreście okrywali szydem,
Zrzec się słońca i dymnym uwierzyć kagańcom
Podobni podaniowym Edenu wygnańcom,
Toniecie w śnie, co świetnym wam rozbłysł bolidem,
I za świat wam się czoło oczerwienia wstydem,
Że sny takie lśnią tylko świata wywołańcom.
Biada wam! I nie iżby śmiech was ranił czerni,
Nie iżby wam żal było szczęścia, które mierniej
Kupić można i którem w krąg się chlubią ślepce;
Lecz że co chwila, z czołem w lodowatym pocie,
Walczyć musicie z hydrą zwątpienia, co szepce:
»Żali ten sen, to bóstwo — nie widmem w istocie?«