Nadlatujący z wiosną w nasze strony,
I srebrne szumy wód na stokach gór,
I lazur niebios czysty, rozjaśniony,
I pękające w pączki drzew korony —
Radosny budzą w sercach wszystkich wtór?
Od iluż lat już próżne brzmi pytanie:
»Więc falą życia rozbit śmierci mur?
»Więc przebudzenie to, więc zmartwychwstanie?«
Jak tu nie myśleć, że jeszcze miliony
Wstępować będą w zwykły złudzeń tór
I, patrząc w mroczne przyszłości zasłony,
Nadzieją witać śpiewny wiosny dwór,
Wierząc, że przyjdzie sam cel upragniony?
Jak tu nie myśleć, że wreszcie w zmęczonej
Piersi szmer zgłuchnie zmartwychwstannych piór —
I już nie będą pytać przy tej zmianie
Synowie synów, córy naszych cór:
»Więc przebudzenie to, więc zmartwychwstanie?«
O, ten wieczysty zwątpień z wiarą spór!
Nie gdy z pól wiosna kwietny stworzy wzór,
Lecz gdy duch silny murem, skałą stanie,
będziemy mogli wołać w każdej z pór:
»Więc przebudzenie to, więc zmartwychwstanie!«