Strona:PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf/118

Ta strona została przepisana.

jeszcze zdążył usta otworzyć: jego potworny garb, twarz szpetna, łysa głowa, jego skośne świdrujące oczy niepowściągliwy budziły śmiech w każdym, kto nie uważał za rzecz dla siebie zdrożną bawić się cielesną ułomnością bliźniego. I bywało, jakiś gość zajezdny, słuchając pociesznych opowieści garbusa, spyta swego sąsiada: kto zacz jest ten figlarz? | sąsiad odpowie: jest to nasz Ezop, niewolnik naszego współobywatela Jadmona. Słuchaj go jegomość, ale strzeż się, by cię nie wziął na zęby, bo sam siebie nie poznasz.
Ciekawe opowiadał rzeczy Ezop; ale niemniej ciekawe było i to, co opowiadano o nim. Wszelkiego rodzaju plotki o żartach, na jakie sobie pozwalał wobec swego własnego pana, pani, towarzyszów niewoli i niemal każdego, kogo spotkał. Ile w tem było prawdy, ile zmyślenia — tego, zapewne, w owych już czasach niesposób było dociec; a tem bardziej teraz. Opowiadano zaś, między innemi, rzeczy następujące:
Był Ezop zrazu niewolnikiem w dalekiej Frygji, w Azji Mniejszej. Ponieważ, poza swemi innemi ułomnościami, był dotknięty niemotą, więc pan jego, nie oczekując żadnego odeń pożytku w domu, wysłał go na roboty w polu. Tam karbowy, spostrzegłszy jego upośledzenie, dopuszczał się wszelakich wybryków nad niewolnikami, dufny, że Ezop ani sam o nich się nie upomni ani gospodarzowi nie doniesie. Lecz oto, razu pewnego, dwaj kapłani Artemidy Efeskiej, zabłądziwszy, poprosili go, aby im wskazał drogę do miasta. Ezop, jako człowiek pobożny, zrazu poczęstował ich swym chlebem i solą — oni, zbłąkawszy się, rzeczywiście oddawna nic nie jedli — i potem wskazał im drogę. Żegnając go, kapłani wznieśli ręce ku niebu i zaklęli swą boginię, aby nagrodziła Ezopa za jego dobroć. Ezop zasnął wkrótce pod drzewem; we śnie ukazała mu się Artemida i oznajmiła, że odtąd uleczon jest z niemoty.
Gdy Ezop znów jął pracować w polu, karbowy za drobne uchybienie okrutnie smagnął niewolnika, pracującego obok niego. Wzburzyło to Ezopa: „Za co go bijesz?” —