Strona:PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf/304

Ta strona została przepisana.

— Co to znaczy? — zapytałem Komarchidesa.
— To — niechętnie odpowiedział — jest «morja», święta oliwka Pallady, która jeszcze za króla Kekropsa wyrosła z pędu, zerwanego ze «zgiętej» oliwki, stworzonej przez samą boginię na Akropolu. Ona jak i wszystkie morje należy do państwa; z jej owoców wyciska się oliwę dla zwycięzców na Panatenejach; aby uniknąć wyczerpania gruntu, na którym rośnie, nie wolno go uprawiać.
— A to ci sprawia przykrość? — zapytałem, zauważywszy jego nastrój.
— Bynajmniej; jestem człowiekiem pobożnym, czczę naszą boginię i wszelkim sposobem strzegę jej świętego drzewa; a jednak mimo to omal nie ucierpiałem z tego powodu w zeszłym roku. Na dopiero co obsianem polu, widzieliście je przed chwilą, rosła jeszcze nie tak dawno inna taka sama morja; pole to należało wówczas nie do mnie, lecz do mego ziomka Poliklesa, który potem przepadł bez wieści. Otóż Spartanie podczas jednego ze swych napadów ścięli tę morję; Polikles, sam niedawny gospodarz, widocznie nie wiedział, że z korzeni drzewa oliwnego wyrastają coraz to nowe pędy, że to drzewo jest równie wieczne, jak sama Pallada; wziął i wykarczował morję. Potem on, jak mówiłem, przepadł: widocznie Alastor zabitej morji nie dawał mu spokoju. Ziemię wystawiono na sprzedaż, lecz przez trzy lata nie można było znaleźć nabywcy: bali się, że znów wpadną Spartanie. Nareszcie ja ją kupiłem, muszę się przyznać, dość tanio. | cóż myślicie? Przychodzi do mnie pewnego razu ta wstrętna małpa, Kligenes, i mówi: „Albo dasz mi natychmiast dwie miny, albo oskarżę ciebie, żeś ty wyrąbał i wykarczował świętą morję bogini”. — „Ach ty przeklęty sykofanto! — mówię do niego — uciekaj prędko, pókiś cały!” Odejść — to on odszedł, ale nie minął miesiąc, kiedy przychodzi do mnie posłaniec z Areopagu z żądaniem, abym się tam zjawił jako podsądny w sprawie o wyrąbanie morji. A wiecie, czem to u nas pachnie? Egzekucją i utratą majątku!