Strona:PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf/48

Ta strona została przepisana.

Pieśń tę potem przez wiele jeszcze stuleci śpiewano w Messenji; nie pozwalała ona wygasnąć pamięci Arystomena.
Ale bohater nie poprzestawał na zapuszczaniu zagonów: marzył on o stanowczym boju. Jako człowiek nietylko mężny, ale i rozumny, potrafił on zawarować sobie pomoc tych ludów Peloponezu, które obawiały się Sparty, zwłaszcza zaś pomoc Arkadyjczyków i króla ich Arystokratesa. Ufny w jego współdziałanie, wydał Spartanom bitwę u tak zw. Dużego Kanału. Spartanie jednakże, dobrze znający Arystokratesa, przekupili go. W stanowczej chwili zdrajca uprowadził swe wojsko, obnażając w ten sposób flankę swych sprzymierzeńców, i Arystomenes uległ rozbiciu.
Po tej porażce Messeńczycy opuścili Andanję i zasiedli na wznoszącej się ponad nią górze Irze, zamierzając bronić się z niej tak samo, jak przodkowie ich z Itomy. Znów przyszło Arystomenowi powrócić do poprzednich zagonów, w których zasłynął on nieustraszoną odwagą i zdumiewającą pomysłowością.
Nie było siły, któraby zdolna była go uśmierzyć. Bywało niekiedy, że i w niewolę popadał, a mimo to potrafił umknąć. Tak, razu pewnego, Spartanie pochwycili go z częścią jego oddziału, około 5o ludzi; uważając go nie za wodza, lecz za herszta rozbójników, postanowili strącić go wespół z towarzyszami w przepaść głęboką, kędy zazwyczaj strącano ciężkich przestępców. Wszyscy, padając, rozbili się na śmierć; jeden tylko Arystomenes cudem jakimś ocalał. W czasach późniejszych opowiadano że orzeł Zeusa podjął go na swe skrzydła i złożył bez szwanku na dnie przepaści, Tu leżał on śród trupów, dawnych i nowych, czekając śmierci nieuniknionej z głodu, gdy wtem, na trzeci dzień, posłyszał jakiś cichy szmer. Był to lis, zwabiony padliną. Udawszy martwego, pozwolił mu zbliżyć się do siebie i chwycił go za ogon, osłaniając się płaszczem, ilekroć zwierz chciał go kąsać, Lis skierował się ku szczelinie, przez którą się przekradł, i w ten sposób wskazał drogę ratunku Arystomenowi.