Strona:PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf/86

Ta strona została przepisana.

aby lud wybrał trzystu najlepszych ludzi dla złożenia sądu nad tymi, którzy splamili się krwią kilonowców. Wniosek przyjęto. Stanął sąd. I teraz dopiero wyszło na jaw, jak dalece wszyscy nienawidzili i bali się Alkmeonidów: potępiono ich i skazano na wygnanie z kraju. Nie pozostawiono w spokoju nawet tych, którzy zdążyli umrzeć od czasu dokonanego przestępstwa: ich szczątki wykopano z ojczystej ziemi i wywieziono poza jej granice.
Alkmeonidzi poszli na wygnanie, pałając gniewem przeciw arystokracji, która ich zdradziła. Ateńczycy odetchnęli swobodniej, nie czując już więcej »przeklętych« w swem środowisku. W istocie: przecież winowajcy w odwet ponieśli karę; cóżby należało czynić ponadto? Jednakowoż niebawem zaszedł śród nich wypadek, który dowiódł, że moc boża polega nie na odwecie.
W Atenach wybuchła dżuma. Jak zawsze w podobnych razach, wyprawiono posłów do Delf, do Apollina — wszak on to, mniemano, dżumą karze ludzi, którzy zgrzeszyli przeciw niemu. Apollo odpowiedział nakazem, aby, „oczyścić miasto”. Zdumieli się Ateńczycy: jakto? czyż już nie oczyścili go, wyganiając »przeklętych«? Wszelako w gronie ich był niejaki Nikjasz, mąż wielkiej zacności: „Oczyściliśmy miasto — rzekł on — ludzkim sądem, o bogu zaś zapomnieliśmy. Wygnaliśmy i żywych i umarłych, a skądże wiemy, czy bogu wyrok taki jest miły?”
„Mieszka na Krecie — ciągnął dalej — mąż, ukochany przez bogów, zwany Epimenidesem. Gdy był on jeszcze mlody, zdarzył mu się cud. Wespół ze swym bratem młodszym, pasł on stado ojca; razu pewnego, uczuł się znużony, zaszedł do pobliskiej jaskini i w niej zasnął. Przebudziwszy się, jak mniemał, po krótkim śnie, stada swego już więcej nie znalazł; wróciwszy do domu, zastał w nim, zamiast ojca, innego starca, i z rozmowy z nim dowiedział się, że jest to jego własny brat młodszy, i że przespał on pięćdziesiąt lat z okładem. Ale podczas owego snu nimfy nauczyły go mądrości, bożej, i teraz niema