Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/117

Ta strona została przepisana.

Oboje z żoną już nie młodzi, mieli w domu tylko najmłodszą dwunastoletnią córkę, Marykitę; starsze trzy były już zamężne i mieszkały na prowincyi. Marykita, jako najmłodsza, była faworytką obojga małżonków.
Było to dziewczę, jak na swój wiek, bardzo wyrosłe; wzrostem równała się prawie matce, dosyć słusznej osobie, ale jej powierzchowność dziecinna świadczyła, że jeszcze najmniej parę lat potrzebuje do zupełnego sformowania się. Typ jej fizyonomii był germański, ściągły, biały, z jasnymi włosami, ale oczy miała żywe, czarne, zdradzające przymieszkę krwi południowej; rysy były ładne i zapowiadające w przyszłości piękność znakomitą. Obok tych zalet fizycznych, była to dziewczyna bystra i bardzo pojętna, a przytem serca najlepszego. Ojciec chciał jej dać wyższe wykształcenie, niż odbierały kobiety hiszpańskie, naogół mało kształcone, brała więc prywatne lekcye kilku przedmiotów. Ofiarowałem się uczyć ją po francusku, w czem miała już niezłe początki; moja też propozycya, chętnie została przyjęta.
Ale Marykita była psuta pieszczotami ojca i matki, a przytem żywa, jak iskra; wesołością, swobodą i pustotami swemi ożywiała dom rodziców nader spokojny i poważny. Matka strofowała ją od czasu do czasu, ale ojciec, pobłażliwy na jej wybryki, śmiał się tylko, jeśli i jemu samemu jaką psotę lub figla splatała. Jego admonicye kończyły się zwykłe poklepaniem po ramieniu, lub ujęciem policzka we dwa palce na sposób niemiecki.
Marykita ze mną nadzwyczaj szybko się spoufaliła. Nie mając brata, chciała mnie uważać za swego starszego braciszka, któryby się z nią gonił, skakał, śmiał, szalał, wadził, godził, słowem — któryby jej służył do zabawy. Szturchnąć, popchnąć, spsocić coś, a potem pogłaskać lub pocałować, to ją nic a nic nie kosztowało;