Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/119

Ta strona została przepisana.

szcze mniej powozów. Szliśmy sobie z Marykitą pod rękę aleją i zbliżaliśmy się do placu Fuente de Cibelos, jako kresu naszej przechadzki. Marykita przez cały czas zachowywała się nader poważnie. Gdyśmy już dochodzili do owego placu, z ulicy Alcala, wyjechał powóz odkryty, w którym siedziała jedna tylko dama, i zawrócił na Prado, tak, żeśmy się znaleźli naprzeciwko — tylko linia drzew, stanowiących aleję, nas odgradzała.
— Platrz! patrz! — zawołała Marykita — jak ta dama bystro nam się przypatruje.
Zwróciłem oczy na powóz, który nas właśnie mijał, i poznałem siedzącą w nim donnę Izabellę. Ukłoniłem jej się, ona ukłon oddała, z lekkiem pogrożeniem paluszkiem.
— Ty ją znasz, Pablo? — spytała Marykita.
— Znam.
— Musi to być bardzo niedobra, kobieta.
— Dlaczego tak sądzisz?
— Bo ma takie oczy szkaradne.
— Mnie się zdaje, że piękniejsze od twoich — odpowiedziałem, przekomarzając się.
— O, bardzo przepraszam! Moje są piękniejsze. Jej wzrok to taki ostry, jakby nim chciała przebić i mnie i ciebie.
Ponieważ doszliśmy do kresu naszej przechadzki, więc zawróciliśmy. Donna Izabella, wychyliwszy się z powozu i ujrzawszy nas powracających, kazała furmanowi zawrócić, żeby się znów z nami twarz w twarz spotkać, a właściwie pewno, żeby się, o ile zmrok pozwalał, przypatrzyć osobie, którą prowadziłem.
Marykita, ujrzawszy powóz wracający, rzekła:
— Czy widzisz? Ona powraca. Ja jej muszę jakiego figla zrobić.