Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/126

Ta strona została przepisana.

lubo z wielką nieśmiałością, ale postanowiłem wystąpić do niego z nową jeszcze prośbą.
— Cóż to takiego?
— Czybyś mi pan generał nie pozwolił jeszcze przez dni trzy pozostać w Grenadzie? Wyczytałem bowiem na afiszach, że ma się tu odbyć walka byków, a ponieważ nigdy jej nie widziałem, przeto radbym z tej tak niezwykłej sposobności korzystać.
— Ależ z największą chęcią do tej pańskiej prośby się przychylam. I ja również, jak pan, ciekawy jestem zobaczyć to widowisko, tem więcej, że jest to po części moje dzieło, tylko nie wiem; jak mi się ono uda. U mnie co tydzień zbierają się tertulie. Na jednej z nich damy miejscowe, wysławiając dawne walki byków, dały mi poznać, jak byłyby szczęśliwa, gdyby ta zabawa mogła być przywrócona. Przez grzeczność przyrzekłem im, że się o to postaram. Zwołałem więc naradę w tym celu z zamożniejszych tutejszych mieszkańców, z alkadem na czele, a znalazłszy w nich chętny do tego współudział, zabraliśmy się do dzieła. Trudności do zwalczenia znalazło się nie mało. Wiesz plan zapewne, że z powodu śmierci Jose Delgado, sławnego i ulubionego torreadora, który w 1801 r. w Madrycie przez byka w straszny sposób rogami został na śmierć zakłuty, rząd ówczesny nakazał zamknięcie wszystkich amfiteatrów. Duchowieństwo nawet, idąc wtedy za prądem, wyrabiającym się przeciwko tauromachii, odmówiło spowiedzi, rozgrzeszenia i pogrzebu chrześcijańskiego tym, którzyby w walce byków życie utracić mieli. Następnie przyszły wypadki wojenne, które o przywróceniu tej zabawy pomyśleć nie dały. Najważniejszą więc rzeczą było, by skłonić duchowieństwo do cofnięcia swego zakazu i przysłania do amfiteatru w czasie walki byków spowiednika, bez czego ani