Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/149

Ta strona została przepisana.

— Tak, to jeszcze dziecko... ale czy piękna?
— Jeszcze nią nie jest, ale za parę lat być może, bo ma do tego wszystkie warunki.
— Jakie to szczęście, że jej jeszcze parę lat brakuje. Czuję, że byłabym zazdrosna i przez nią nieszczęśliwa.
Przysunąwszy się do mnie i oparłszy głowę na moich piersiach, zawołała, zanosząc się od płaczu:
— O, mój drogi Pablo! jacy my biedni! Dlaczego ci ludzie zazdroszczą nam tej chwilki szczęścia... tej naszej miłości? Och! jaki okropny ten świat i co za podli na nim ludzie! Ta moja przyjaciółka od serca, za którąbym oddała połowę mego życia... Co za haniebna zdrada. Chciała mi ciebie wydrzeć i rzucić mię w objęcia nienawistnego mi człowieka. Och! to okropne!... to woła o pomstę do nieba!
— Manuelo — rzekłem, obejmując jej kibić — zdaje mi się, że się uniewinniłem w twoich oczach, ale i ja mógłbym czynić ci zarzuty i mieć żal do ciebie, a mianowicie z racyi zachowania się twego w cyrku podczas walki byków w Grenadzie.
— A! — zawołała — masz na myśli ów bukiecik, rzucony młodemu zapaśnikowi, którym był don Ramiro, mój blizki krewny, kochający się we mnie — ale, że bez wzajemności, chyba wiesz o tem — dodała z pieszczotą. — O mój drogi Pablo! przebacz biednej, znękanej cierpieniem kobiecie. Kiedy cię ujrzałam w cyrku, oburzenie moje przeciwko tobie wzrosło do najwyższego stopnia, chciałam ci też tym sposobem okazać moją pogardę. Zgrzeszyłam ciężko — prawda — ale mi to zapomnisz.
Kiedyśmy już wyczerpali przedmiot wzajemnych wyjaśnień, Manuela, patrząc mi w oczy, zapytała: