Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/157

Ta strona została przepisana.

— Mój majorze, powiedz mi, jakie tu jest nasze stanowisko? Nie bronimy ani naszej ojczyzny, ani praw najświętszych całej ludzkości. Przelewamy krew w sprawie dla nas wstrętnej, bo mordujemy naród, broniący fanatycznie tych samych zasad, t. j. wiary i niezawisłości, których my być winniśmy naturalnymi wyznawcami i obrońcami, a to wszystko dla dogodzenia nieograniczonej dumie jednego człowieka. Zresztą, jakąż my tu rolę odgrywamy? Pewnie niewiele lepszą od prostych rozbójników, a waleczność naszych oddziałów i nasze czyny bohaterskie nie idą na naszą korzyść, ale na rachunek generałów francuskich, którzy nieraz wcale niezasłużenie zbierają stąd całą sławę i zaszczyty. Przyznam ci się, że opuszczenia takiego stanowiska nie uważam wcale za dezercyę, ale poprostu za obowiązek.
— Ej, Pawle, powtarzasz tylko to, co już poprzednio, dosadniej może, wielekroć było wypowiadane. Ty, ja, koledzy nasi, nawet prości żołnierze, czujemy aż nadto dobrze niewłaściwość naszego tu położenia, a przecież nikt dotychczas szeregów nie opuścił. Dlaczego? bo nasz honor wojskowy na to nie pozwala. Nie przyszliśmy tu z własnej woli, ale za zgodą naszego narodu, obowiązkiem więc naszym wytrwać do końca. Ale porzućmy już ten, przedmiot, gdyż widzę, że najzręczniejsze moje rozumowania nie potrafią zachwiać twego postanowienia. Jeżeli zwróciłem twoją uwagę na tę okoliczność, to jedynie, aby uratować przyjaciela od hańby, którą obrzuci opinią publiczna imię twoje, dotąd szanowane i z rodu i z zasług osobistych.
— Więc jakąż dajesz mi radę?
— Zerwać te stosunki.
— Ależ to być nie może. Przyrzekłem, dałem słowo i nie cofnę go.