Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/172

Ta strona została przepisana.

wszy sześciu ludzi, kazałem się klucznikowi z latarką prowadzić. Potrzebowałem przedewszystkiem zbadać całą miejscowość i tak się urządzić, ażeby, w razie wypadku, nie dać się złapać, jak mysz do pułapki.
— Senior colonello — rzekł klucznik, kłaniając się z wielką uniżonością — mój pan żałuje bardzo, że nie może osobiście was powitać, ale jest chory i w łóżku leży. Zajmuje właśnie ten środkowy budynek ze swoją rodziną i domownikami; sam szczupłe ma pomieszczenie, a potrzebuje spokojności. Ma nadzieję, że Wasza Ekscelencya tak się urządzić potrafi, że on nie będzie przez żołnierzy niepokojony.
Krótko mówiąc, chodziło o to, żeby owego budynku nie zajmować pod kwaterę żołnierzy.
— Więc gdzież nas pomieścić zamierzacie?
— Jest tu obszerna, niezajęta oficyna. Tam możeby najdogodniej było Waszej Ekscelencyi. Tylko, co prawda, jest cokolwiek zniszczona.
— Oprowadź nas po całym zamku — rzekłem — żebym się mógł obeznać z miejscowością, a potem ci dopiero objawię moją decyzyę.
O ile w takiej ciemności i przy świetle słabo świecącej latarki mogłem się zoryentować, skała, na której zamek był zbudowany, musiała mieć powierzchnię prawie okrągłą. Czy ona była odosobniona naturalnie od skalistego gór łańcucha, czy też sztucznie oddzielona, tego rozpoznać nie mogłem. Zdaje się, że musiał to być ostateczny cypel skał, długim pasem wchodzących w głęboką dolinę, tą właśnie okrągłą powierzchnią zakończony, która wązkiem przejściem owym się pasem łączyła. Na tem to przejściu, nad wązkim, ale głębokim parowem, był most rzucony; za owym mostem była brama, o której wspomniałem, z dwoma po bokach basztami, od