Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/21

Ta strona została przepisana.

Wszystkie przygotowania były zrobione, strzelnice osadzone wojskiem, wyjścia odwalone, kolumna atakowa sformowana — dobosz uderzył w bęben. Przycisnąwszy konwulsyjnie do piersi mój medalik z Matką Boską i krzyknąwszy: „Wiara, za mną, naprzód!“ z dobytą szpadą rzuciłem się na ulicę.
Długo trwało przejście. Ile kul karabinowych świsnęło mi koło uszu, ile kartaczy warknęło nad moją głową — nic tego nie wiem. Szedłem tylko naprzód, ale tak oszołomiony ostatnią eksplozyą, żem nic ani słyszał, ani widział. W uszach mi szumiało, w oczach ciemniało, zdawało mi się, że się jeszcze ziemia chwieje pod memi nogami. Przyszedłem dopiero do przytomności, gdym już dotknął murów, które mieliśmy zdobywać. Kanonada, która chwilowo przycichła, rozwinęła się teraz z większą mocą na nowo. Trzeba się było śpieszyć ze zdobyciem nowego stanowiska.
Saperzy znaleźli się zaraz koło mnie i zaczęli wywalać wejścia. Jedno i drugie znaleźli zasypane gruzami. Trzeba było po drabinach piąć się na mury. Gdy się drapię po jednej i już sięgam otworu, jakież moje zdziwienie, kiedy słyszę głos znajomy i widzę rękę wysuniętą z otworu, która mi do wdrapania się dopomaga. Kilku moich żołnierzy już się pierwej dostało do wnętrza i już po niem gospodarowali. Niedługo znalazł się i cały oddział, tylko mi dwóch brakowało. Zajęliśmy więc w posiadanie nie obwód domów, ale najzupełniejszą ruinę, a w niej kurz taki gęsty, że ani widzieć co, ani oddychać było niepodobna, z ostrożnością więc trzeba było naprzód postępować.
Zebrawszy zmysły, zdziwiony niezmiernie byłem, że bez wystrzału, prawie bez straty, stałem się panem tak ważnego stanowiska. Ale się rzecz wkrótce wyjaśniła — cudem tylko uszliśmy największego niebezpieczeństwa.