Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/69

Ta strona została przepisana.

le obszerniejszego ogrodu, puściłem się naprzód, jak to mówią: gdzie oczy poniosą.
Tu już każdy szczegół był przedmiotem mojego zachwycenia i podziwu. I księżyc, który swoim blaskiem osrebrzał wszystkie przedmioty, i fontanny, które, pędząc w górę wysoki prąd wody, spadały jakgdyby deszczem brylantów, i rośliny, które swem bogactwem tropikalnem kolosalne przybierały rozmiary, dziwiąc niezrównaną wielkością swych kwiatów. Tak posuwając się naprzód coraz dalej, zapomniawszy zupełnie, że jestem na ziemi, na której walka toczy się na zabój, miałem złudzenie, że wchodzę w jakieś empirejskie dziedziny.
Posłyszawszy w gęstej krzewów zarośli brzęk gitary i przytłumiony śpiew nadzwyczaj sympatycznego niewieściego głosu, jakby niewidzialną magnetyczną siłą pociągany, szedłem wciąż naprzód, aż doszedłem do altanki, w której na białej marmurowej ławeczce siedziała czarno ubrana kobieta. Gdym się pojawił u wejścia, kobieta położyła gitarę, zerwała się z siedzenia i chciała uchodzić, lecz kiedy oko w oko przede mną stanęła, a księżyc całym blaskiem twarz jej oświecił, poznałem... Manuelę.
— Manuela! — zawołałem i, nie myśląc, co robię, upadłem przed nią na kolana, a pochwyciwszy za rękę, obsypywałem ją gorącymi pocałunkami. To się stało tak nagle, że ani ja z tego nie umiałem zdać sobie sprawy, ani Manuela, która zmieszana nie wiedziała, jak postąpić: czy iść naprzód, czy się zatrzymać. Widać i ona mnie poznała, bo oprzytomniawszy, rzekła:
— Na Boga!... senior caballero, nie zatrzymuj mnie... Ja tu nie powinnam... ja tu nie mogę pozostać!
— Jedną tylko chwileczkę, senioro!