wski, który w najgorszym czasie nie odstępowałeś bezwładnego, i wy także uczniowie klasy VI-ej, co pomimo przezornych przestróg, abyście się nie narażali na zarazę, zawsze otaczaliście łoże mającego wam ubyć przyjaciela.
«Szkoła i kraj, tracił w nim może Krasickiego drugiego. Nie śmiem zuchwałych czynić przepowiedni, ale roboty, które nasz Zieliński zostawia w szkole, już go mogą postawić w dobrych autorów rzędzie.
«Nie złożył jeszcze ostatniego egzaminu, ale znajomy nam dobrze; jednomyślnością z grona nauczycieli, ma przyznany patent — i zapewne nie powstydzi nas w Warszawie. Ten patent i nagrodę, oddasz mu Julianie Dombski, który na powinność tylko wołany, odstępowałeś chorego. Wszakże co do tego, poradzimy się wprzódy doktora, czyli w stanie dzisiejszym, rozrzewnienie nie wznowiłoby słabości»[1].
Z tego przemówienia rektora Morikoniego, nietylko wnosić możemy, jak Zieliński był ceniony przez swoich nauczycieli i kochany przez kolegów, ale także, jak ojcowskie serdeczne stosunki, panować wówczas musiały między profesorami, a ich uczniami. To też ta epoka w kraju, wydała nam wielu zacnych obywateli, znakomitych uczonych, pisarzy i literatów.
Drugi szczegół z tej epoki szkolnej Gustawa,
- ↑ Z brulionu mowy rektora Morikoniego, znajdującego się u syna Gustawa, Józefa.