Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/91

Ta strona została przepisana.

W nierozróżnioną, dziwną całość jedną
Zlewają kształty — to nikną w mgły cieniu,
To znów na chwilę jak błędne obłoki
Zmieniają światło, zmieniają widoki.
A tak daleką już jest ta kraina,
A tak wzrok słaby człowieka źrenicy,
Że dojść nie może tej wietrznej granicy,
Gdzie się las kończy a niebo poczyna.

«Oto jest wszystko, co Ci o Tobolsku i jego okolicach mogłem napisać».

V.

W mieście tem przebył Zieliński rok cały. Gdy pierwsze wrażenia, wywołane nowością przedmiotów i widoków minęły, boleśnie odczuwać zaczął przykre stosunki rzeczywistości, a przedewszystkiem wpływ odmiennego klimatu. Wkrótce po przyjeździe do Tobolska, zaczęła się jesień, a za nią zima z całą srogością Północy; śnieg wszystko zasypał i pokrył ziemię grubym, prawie trzyłokciowym pokładem. „Ta śnieżna szata nadzwyczajnej białości, iskrząca się odbitymi promieńmi słońca, raziła oczy moje — pisał Gustaw do kuzyna Ferdynanda Z. — aż do dnia Wielkiej Nocy. Nagle jakby czarodziejską laską wywołane, nastąpiły upały; śnieg zniknął, a ziemia zaczęła się zielonością przyodziewać. Możesz sobie wystawić, jak nagłem musi być tu przejście zimy do lata, kiedy w trzech dniach prawie, zrobiła się cała ta przemiana, i kiedy w Wielki Piątek jadący zapadali w śnieg z końmi po brzuchy, już w niedzielę świąteczną nikt nie