Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/98

Ta strona została przepisana.

w długi. Co do pierwszego: nie potrzebowałem jej nigdy dotąd, i daj Boże, żebym jej nie potrzebował; wprawdzie nie byłem w przykrem położeniu odrzucania czyjejś łaski, bo się nikt z nią dotąd nie narzucał, — cóż mi więc pozostało?... oto robić długi. Kto do tego stanu jest zredukowanym, przestaje mieć własną wolę, bo ta ograniczoną jest stosownie do osób i okoliczności, i ten kto jest zmuszony do zaciągnienia długu, ekspensuje więcej i nie żyje tak, jakby mógł żyć własnym choćby mniejszym funduszem“...
Te troski o byt codzienny, to spychanie jednych długów nadsyłanemi w niewielkich sumach pieniędzmi, a zaciąganie nowych, trwały prawie rok cały, dopóki się nie uregulowały stosunki z rodziną ostatecznie, i dopóki nie dostarczono Gustawowi dostatecznych do utrzymania funduszów. Listy do rodziny pisane w ciągu tego roku, jeżeli nie zawierają opisów, to są zapełnione albo skargami na krótkość i jałowość korespondencyi, albo też wskazówkami, jak potrzebne mu rzeczy mają być do Tobolska przesłane. Z przyjaciółmi i znajomymi rodakami na Syberyi mało w tym roku wymieniał listów, i te po większej części były krótkie; donosiły głównie o zmieniającym się nieraz stanie zdrowia i o czytanych książkach. Na miejscu w Tobolsku, prócz koniecznych stosunków urzędowych, miał bliższe sercu w towarzyszach niedoli: Konstantym Wolickim i Stanisławie Dotkiewiczu. Wolicki przybył do Tobolska o mie-