Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/140

Ta strona została przepisana.

Bo wzrok mój, dotąd we mgłach uwięziony
Z nich się wychylił — i po nad tumanem
Wciąż spadającym, jak nad oceanem
Lekkim przejrzystym — bujał zachwycony.

A Duch tworzyciel, z szeroko skrzydłami
Rozpostartemi, zawisł nad wodami
I tchnął w nie życie, — a z pod jego skrzydeł
Rój drobnych duchów, leciał na głąb’ wody
Przybrać się w kształty cielesnej urody;
Każdy duch, odłam twórczéj Jego myśli,
Innym piękności naznaczon znamieniem,
W inne się stroi obsłonki, — i kreśli
Swój świat dla siebie. — Az głębi co cieniem,
U stóp mych leży pokryta, — zmącony
Szmer, czy téż świergot, zaczął się podrywać,
Mocniej i więcéj w harmonią się zlewać,
Rzekłbyś — że duchy wcielały się w tony,
Aby hymn wielki dla Stwórcy odśpiewać.

VI.

Mgły niżéj spadły — i nad poziom mglisty
Z zorzy — téj wschodu kolebki ognistéj
Młodziuchne słońce, swą płomienną głowę,
Podnosząc, złote rozsypało włosy,
Na błonia niebios wielkie, lazurowe.
Z otchłani ciemnéj, uskrzydlone głosy
Wzleciały, witać pieśnią podziwienia