Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/168

Ta strona została przepisana.

To ogień niebios, tyś jego kapłanem,
Jak ołtarz Westy, chroń go nieskalanym,
Strzeż — jako Arkę starego przymierza;
I pierwszych iskier, myśli twojej plonów,
Nie rzucaj płocho na pastwę salonów;
Boś ty skowronkiem w cudne odzian pierza,
Nad poziom martwy, masz wznieść się — i śpiewać
I wiosną tonów, skrzepły świat ogrzewać.
A tu — z złoconem czekają cię sidłem,
Wabią, — a skoro uplączesz się skrzydłem,
Olśnią cię blaskiem nieszczerej pochwały,
Lot twój wyłamią dowcipy ostremi,
Z piórek oskubią, — z tych marzeń co miały
Wznieść cię pod niebo — byś pełzał po ziemi.
A potem puszczą — cóż poczniesz! bez pióry?
Rozczarowany, — czyż wzlecisz do góry?...
O! raczej dręcz się wiecznym niepokojem,
Że między bracią nikniesz zapoznany;
Boś ty Oazą — tą palmą nad zdrojem,
W ogromie pustyń, — liczne karawany
Zdala ominą, a rzadko zbłąkany
Przyjdzie wędrowiec, spocząć pod twem cieniem,
I zwilży usta spalone pragnieniem. —
Królestwo twoje, nie z tego jest świata,
Nie tu, a wyżej namaszczeń zapłata;
Tu — nędza, zawiść lub szyderstwo czelne,
A chcesz nagrody, poświęceń i trudu?...
Masz serce ludu!... więc śpiewaj dla ludu,
A pieśni twoje będą — nieśmiertelne!