Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/286

Ta strona została przepisana.

się nie rozstanie, którego w życiu z takim kochała zapałem.
Oto już Antar przemienił się w biały, suchy, niekształtny szkielet. Ona jednakże ani na chwilę nie wypuszcza go z rąk, któremi opasała go przy śmierci, i suche kości kochanka, obsypywane jej pocałunkami, nieraz przeniknione były uczuciem pieszczot najtkliwszych.
Lecz i kości niszczeją... czas wszystko pochłania. Więc i kości Antara stlały na popiół, ale serce dobrej kochanki zmianie nie uległo. Po upływie wielu, wielu wieków, jeszcze moglibyście ujrzeć cudną Peri nieruchomie leżącą w tem samem miejscu, gdzie po raz ostatni poiła się szczęściem miłości w jego objęciach. Jedną ręką, wspierała prześliczną swą głowę, ocienioną rozpuszczonymi kruczymi włosami, w drugiej, trzymała garść sinego pyłu, cały ostatek wielkiego niegdyś pomiędzy ludźmi Antara. Z tkliwością spoglądała na tę garstkę sypiącego się prochu, łza jedna upadła nań z jej oka, i proch ukochanego śmiertelnika, owijając się wokół tego posłańca serca kochanki, raz jeszcze zadrżał słodyczą miłości.