Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/43

Ta strona została przepisana.

Będzie z podełba patrzeć ukradkiem,
Gdy podczas uczty, siądę za stołem
Panów i książąt otoczon kołem;
Tych książąt, panów, co do tej chwili
Tylko mnie dumą swoją śmieszyli.
Jeśli wystąpim zbrojno do szranków,
Chciałbym, by mi się zręcznie udało
Wyrzucić z siodła, i zdeptać mało
Choćby jednego z tych dumnych panków;
Toż mi to oklask sypną z krużganków!
Mnie — nie tak łatwo zachwiać w strzemieniu.
Mój siwosz także, siłą się chlubi...
Szlachetne zwierzę... jak on mnie lubi,
Jak on posłuszny memu skinieniu —
Piękniejszych koni znajdzie się więcej,
A przecież, z całej stajni książęcej
Mając na wybór — jego wybrałem;
Jam go ujeżdżał, ja ugłaskałem,
Taki był dziki — teraz, jak dziecię,
Dałby się dosiąść nawet, kobiecie.
Nie... mnie przy dworze nie można zostać...
Widzieć ją ciągle, tę śliczną postać...
Słyszeć ją co dnia — i schnąć... choć słońce
Z siebie promienie daje żywiące —
Dość tej męczarni!... pójdę w świat długi...
Ach! tam Jadwigi nie znajdę drugiej...
Czemuż nie jesteś wiejską dziewicą?...
Wierzaj mi!... wszystko, czem mnie zaszczycą,
Sławę, godności, lenna, dostatki,
Rzucę — dla jednej poziomej chatki,