Strona:PL Zieliński Znaczenie Wilamowitza.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.

Z klasyków były uczeń z wdzięcznością wspomina rektora Karola Petera, przeciwnika Mommsena i Corssena, oprócz nich germanistę Kobersteina. Po ukończeniu pięcioletniego studjum maturzysta wiedział napewno tylko to, że zostanie filologiem, ale czy klasykiem, czy też germanistą, to jeszcze nie było dla niego jasne. Jego praca maturalna była nawet z zakresu germanistyki — porównanie sagi o Nibelungach w Eddzie i w niemieckim Nibelungenlied; otrzymała ona najwyższą cenzurę, jedynkę (odpowiadającą naszej piątce). Było to odznaczenie bardzo rzadkie; „ostatnie przede mną”, mówi autor (str. 71), „otrzymał Nietzsche”. Rzeczywiście byli oni kolegami szkolnymi, chociaż nierównego wieku: tamten, urodzony w r. 1844, był o cztery lata starszy. Ale pomimo to — obaj klasycy, gdyż i Wilamowitz się rychło zdecydował, obaj byli „Pförtnerzy”: zapowiadało to przyjacielskie stosunki i przyjacielskie współdziałanie w przyszłości. Dlaczego ta zapowiedz się nie spełniła?
Swoje studja uniwersyteckie wydany przez „niemiecki wschód” młodzieniec, spędził na najbardziej ku zachodowi posuniętym uniwersytecie Prus, mianowicie w Bonnie; tam wkrótce przed jego wstąpieniem odbył się przykry spór między Ottonem Jahnem i Ritschlem, który to ostatni przeniósł się do Lipska i pociągnął za sobą Nietzschego, podczas gdy Jahn pozostał w Bonnie, otoczony gronem swoich wiernych „Jahnczarów”, jak ich koledzy nazywali. Otóż do nich należał też i Wilamowitz: Jahn został jego ulubionym mistrzem, któremu on zawdzięczał swój zapał i swój kierunek naukowy. Jedno tylko jemu zarzucał: że Jahn nie odnawiał swych byłych wykładów archeologicznych, ześrodkowując się na filologji ścisłej: dopiero w późniejszych czasach mógł jego uczeń zaspokoić swoje pragnienie pomników rzeczowych, do których odczywał popęd organiczny, mając umysłowość wybitnie „plastyczną”. Bądź co bądź — Bonn zrobił z Wilamowitza filologa klasyka; ostatni semestr, spędzony w Berlinie (1869 — 70), już nic ważnego do jego fizjognomji naukowej nie dodał. Ten semestr zresztą poprzedził bezpośrednio wojnę niemiecko-francuską, w której Wilamowitz wziął czynny i widocznie zaszczytny udział; my ją zostawimy na uboczu, pomimo że on sam, co zresztą jest zupełnie zrozumiałe, wspomina o niej bardzo chętnie i dokładnie.
Po ukończeniu wojny powrócił Wilamowitz do Berlina, aby się przygotować do włoskiej podróży; właśnie w tym czasie wydał Nietzsche swoje pierwsze zwrócone do szerszego ogółu dzieło, „Narodziny tragedji z ducha muzyki”. „To dzieło”, mówi Wilanowitz prawie sześćdziesiąt lat później w swoich pamiętnikach (str. 128), „wzbudziło we mnie gwałtowny gniew”. I znowu pytamy: dlaczego? W owych pamiętnikach autor widocznie stara się usprawiedliwić ten gniew: „Nietzsche”, powiada, „szczególnie doprowadził mnie do wściekłości swoją zuchwałą zaczepką Jahna”; „on był podążył za Ritschlem z Bonnu do Lipska, stąd jego napad na Jahna”. Mnie zdaje się jednak, że przyczyna z obu stron tkwi głębiej, a ponieważ ona jest decydująca dla cha-