Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

Środa prosi, ręce składa,
przypomina słowa kruka...
Oni swoje: — Nie wy-pa-da!
Niech kto inny szczęścia szuka.

Gdy tak szepcą, gdy tak radzą,
w kropkę ozwie się Sobótka:
— Niech nas wlonki źaplowadzą,
chciem do kwiatków i oglódka!

— Dobrze — rzekną chłopcy cicho —
niech gawronki idą w przedzie,
nuż bram strzeże jakie licho?
Patrzmy, jak się im powiedzie...

Ptaszki wcale się nie bały
dziwów, czarów, ni złych mocy,
(zato chętnie unikały
chłopców, co strzelają z procy).

Więc zerk oczkiem w lewo, w prawo,
a ujrzawszy, że są same,
hyc! hyc! hyc! na nóżkach żwawo,
i skrob, skrob pazurkiem w bramę.