Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale kluk mówił,
Butka pamięta,
źe cudza własność,
to jest źec święta!

Jakby Sobótka
kwiatek ulwała,
toby ją Jędza
w wolek złapała.

A u tej Jędzy
spicasta bloda,
zjadłaby Butkę,
a Butki śkoda!

Na uwagę tę malutkiej
z grządek, klombów i rabatki
szmerek rozległ się cichutki —
to parsknęły śmiechem kwiatki.

Aż dygocą lilje białe,
malwy, dzwonki, astry, laki:
— Cóż za śmieszne dzidzi małe?
i skąd ma rozumek taki?