Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

aż do ust jej płynie ślinka,
tak owoców woń ją nęci.

W upojeniu w rączki klaśnie
i owockom tak powiada:
— Butka tak was kocha śtlaśnie,
ze odlazu was poźjada!

Na to jabłka, gruszki, figi
dalej piszczeć na wyścigi:
— Weź mnie, weź mnie, prędzej, nuże!
nie namyślajże się dłużej!
— Mnie, mnie pierwszą! — Mnie pierwszego,
— Mnie zjedz pierwej, a nie jego!

I Sobótka uśmiechnięta
już wyciąga swe rączęta,
gdy wtem wyjrzą z jej kieszonki
przerażone dwa gawronki
i zakraczą: — Olaboga!
to pokusy, Butko droga.
Odpędź, odpędź je prędziutko
i do wróżki goń, Sobótko!
Tam odrosną nam ogonki... —
i myk znowu do kieszonki.