Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż tu w rączki jak nie klaśnie,
jak nie krzyknie, jak nie wrzaśnie,
jak nie piśnie jak najgłośniej:
— Patscie, patscie, co tam lośnie!

Oglód, oglód mój malutki!
Oglód psysed do Sobótki!
Mamo! mamo! dzieci! dzieci!
I jak piłka na dwór leci.

Zatupały dziatek pięty,
wzniósł się ciemny obłok kurzu;
pędzą — a tu świat zaklęty
czar roztoczył na podwórzu.

Sad prześliczny, karłowaty,
z owocami przepysznemi,
raptem wkoło białej chaty
wyrósł — niby grzyb z pod ziemi.

Patrzą dzieci, matka patrzy,
wśród gałązek coś szeleści...
To na korze od szkła gładszej
złoty napis wszystkim wieści: