Droga wypadła panu Jastrzębiowi przez miasteczko zwane Ptasiogrodem. Był to dzień dorocznego jarmarku i wszystkie ptaki i zwierzęta polne i leśne, porzuciwszy na ten jeden dzień nory i gniazda, śpieszyły na targ, z czym które miało na sprzedaż. Więc pan Lis dźwigał na grzbiecie spory worek gęsiego puchu, fertyczna pani Wiewiórka koszyczek wybornych orzechów i gałąź obwieszoną pięknymi szyszkami, a nieśmiały pan Zając — główkę kapusty. Ho, ho, nie zabrakło na jarmarku towarów! Mogłeś tam dostać i komarowego sadła, i glist, i pędraków marynowanych w mrówczanym kwasie, i różnych gatunków miodu. Najtańszy był miód pszczół, droższy miód os, a najkosztowniejszy miód trzmieli. Za łupinkę orzecha laskowego, napełnioną tym miodem, płaci się tyle, co za kwartę miodu pszczelego, to też mnóstwo głupiutkich ptaków tłoczy się koło straganu z tym miodem, bo zdaje im się, że co jest drogie, musi smakować najlepiej.
Huczno i gwarno było na rynku Ptasiego Grodu. Sroki, skrzecząc przeraźliwie, targowały jakieś błyszczące kawałeczki blaszek, skorupek i papierków; kukułki wybierały z worka największe i najbardziej włochate gąsienice; tłum gapiów otaczał kuglarza jarmarcznego —
Strona:PL Zofia Rogoszówna - Pomyłka jastrzębia.djvu/08
Ta strona została uwierzytelniona.