Strona:PL Zofia Rogoszówna - Pomyłka jastrzębia.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

niaku, istne piekło! Chwilki mi się zdrzemnąć nie dadzą, bo w każdym gnieździe dziesięcioro najmniej bębnów, a wszystko to szpetne, złośliwe, nieposłuszne, drze się i kłóci cały dzień. Najgorszy dają przykład moim dziateczkom, które wychowuję z taką miłością i staraniem! Wyrządziłbyś mi, panie krewniaku, prawdziwą przysługę, gdybyś wymłócił trochę tego hultajstwa. Ja wprawdzie robię co mogę, ale czyż biedna samotna wdowa może podołać wszystkiemu? — Tu pani Puchaczowa wytarła chusteczką okrągłe oczy.
— Zapewne, zapewne — mruczał pan Jastrząb, zerkając jedynym swoim okiem na naszyjnik pani Puhaczowej, który dowodził, że zacna matrona wcale nieźle dawała sobie radę na świecie. — Dziękuję krewniaczce za radę, a przy najbliższej sposobności złożę jej uszanowanie.
— Będziesz zawsze mile widziany w moim domu! — wykrzyknęła pani Puchaczowa. — Cóż to będzie za uciecha dla moich dziateczek z odwiedzin kochanego wujaszka! Ale, ale, wiesz co, kochany krewniaku, wobec tego, że nie będę mogła przed wieczorem wrócić do domu, możebyś tak odwiedził dziś jeszcze moje dziecinki i powiedział im, żeby bawiły się