czeka jej cierpliwie
zgłodniała gromadka.
Jak będziemy grzeczni,
to mama z jarmarku
przyniesie nam różne
przysmaki w podarku.
Dwie kopy robaczków,
cztery kwarty muszek —
będzie czem napełnić
wygłodzony brzuszek!
Spodobały się Imci panu Jastrzębiowi ptaszęta. Grzeczne, bawią się ładnie, a choć głodne, nie skarżą się, nie piszczą, tylko pocieszają się, że wieczorem jeść dostaną. Z pewnością są to małe sowięta! Przemiłe dziateczki, aż radość spojrzeć. Podsunął się do mieszkanka, chcąc się im przyjrzeć z bliska, ale już malcy dojrzały duży dziób i okrągłe oko Imci pana Jastrzębia i zamilkły przerażone.
— Nie bójcie się, zuchy — uspokajał ich pan Jastrząb, starając się, po raz pierwszy w życiu, nadać głosowi swemu jak najłagodniejsze brzmienie. — Przychodzę do was z polecenia waszej mamy. Jestem waszym wujkiem i przyrzekłem mamie, że was odwiedzę. Cieszę się, że bawicie się tak ładnie. Któż to was nauczył tak śpiewać?