nic nie lobić za dalmo! — wyrwał się raptem najmniejszy szpaczek Ptaś.
— Ha! ha! Kapitalna zasada! — zaśmiał się po raz pierwszy w życiu Imci pan Jastrząb. — I cóżbyś tak, mości śpiewaku, zjadł chętnie, hę?
— Wszystko, wujciu! — z zapałem wykrzyknął szpak. -— Mógłby być pająk, pędrak, poczwarka...
— Glisty są także wyborne! — dodały śpiesznie inne szpaczki.
— Glisty, pędraki... — zdumiał się pan Jastrząb — jak żyję nie polowałem na taką zwierzynę. A nie lepiejby było coś latającego? Jak myślicie?
— O, dobrze! Może być mucha, osa, chrabąszcz, motyl, ćma...
— A no, będę szukał tych chrząszczy i ciem — i pan Jastrząb oddalił się, pragnąc koniecznie upolować coś dla maleńkich „siostrzanów“, jak w myśli szpaczki nazywał. Ale łatwiej było staremu rabusiowi złupić ze skóry zająca, ubić gołębia lub kuropatwę, niż schwycić z powietrza coś tak nikłego, jak muchę, chrabąszcza lub motyla, których przecież niemało kręciło się dokoła. Zakrzywiony jego dziób nie nadawał się zupełnie do chwytania owadów. Zasapał się, zmęczył, wreszcie widząc, że nic nie wskóra, postanowił użyć podstępu. Wzbił się wysoko w po-
Strona:PL Zofia Rogoszówna - Pomyłka jastrzębia.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.