ułożyły na niego sroki, które przed wielu laty były świadkami sromotnej porażki, którą Imci pan Jastrząb poniósł na pewnym podwórku w walce z kocurem. Kot, skoczywszy nań znienacka, nie tylko wydarł mu upolowaną przezeń kurę, ale jego samego pozbawił oka i obdarł mu połowę skóry na głowie. Od szeregu lat piosenka ta ścigała go wszędzie, wyćwierkiwały ją wróble, wygwizdywały kosy, wykrakiwały wrony i to świadectwo hańby palącym wstydem zalewało mu serce. Próżno Imci pan Jastrząb mścił się dopóty na świadkach swojej sromoty, dopóki ani jeden nie został przy życiu. Nic to nie pomogło. „Jastrząb kiep! dostał w łeb!“ piały na każdym podwórku ledwie z jajek wyklute koguciki. „Kiep! kiep! kiep!“ powtarzały wszystkie ptaki polne i leśne, co tchu umykając do swych kryjówek. Nikt jednak nie ośmielił się nigdy rzucić srogiemu drapieżcy hańbiącego przezwiska wprost w twarz, jak to czyniły w tej chwili niegodziwe potworki.
— Ciszej, mówię wam, czarty przeklęte! — krzyknął Imci pan Jastrząb i skoczył ku dziupli. W mgnieniu oka trzy małe poczwary, zdławione potężnymi jego szponami, upadły martwe u stóp dębu.
Podniósł je Imci pan Jastrząb i obejrzał.
Strona:PL Zofia Rogoszówna - Pomyłka jastrzębia.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.