Jagusi żółtą, Marysi czerwoną. Swoją puściła wolno na plecy, bo miała takie gęste włosy, że ani rusz pod chustką gładko leżeć nie chciały. Pozwoliła jej także mama zawiesić na szyi korale od chrzestnej matki. No, i wzięły się dzieci za ręce i dalejże kręcić się i tańczyć po skoszonej łące, a zaglądać ku gościńcowi, czy weselnicy nie jadą...
Ale widać Karolce nie było pilno wyjeżdżać z domu rodzinnego, a może matka nacieszyć się jeszcze chciała swoją jedynaczką, bo dzieci nikogo wypatrzyć nie mogły. A że im się przykrzyło czekać tak i czekać bez końca, spróbowały się zabawić. Ale i zabawę wymyśleć było trudno. W „koło młyńskie“ nie można, bo wiadomo, że jak się wyśpiewa „bęc!“ to wszystkie dzieci powinny buchnąć na ziemię, a jakże to w nowych spódniczkach i białych koszulinach? W „jaworowych ludzi“ było ich zamało, przy „lisku i gąskach“ — mogli potargać odzienie. Raz czy dwa, na prośby Marysi pokręcili się w „Krakowiankę“ bo młodsze dziewczynki strasznie tę zabawę lubiły. Kiedy mała Marysia stała na środku koła, a starsze dzieci kręciły się dokoła niej, śpiewając:
Strona:PL Zofia Rogoszówna - Wesele Kuby.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.