Noc spędził przy zwłokach zmarłej w towarzystwie kapłana i dozorczyni. W ciągu tej długiej, smutnej nocy, dojrzał więcej, niż przez lata całe, przeobraził się z chłopca w mężczyznę. Straszna scena, jakiej był świadkiem, rozpacz, która nim tak silnie wstrząsnęła, to wszystko jednem słowem, co przeżył w ciągu tych niewielu godzin, zabiło w nim zupełnie trwożliwego dzieciaka, jakim był dotychczas.
Powróciwszy nad ranem do swego pokoju, był jak pijany, który swego domu poznać nie może. Pokój ten, długi i wązki, położony tuż pod samym dachem, posiadał jedno jedyne okno, przez które można było dojrzeć wierzchołki drzew, a nieco dalej na lewo wzgórza Passy. Okno przez cały czas jego nieobecności pozostawało otwarte, a teraz jasne światło wypełniało niewielką przestrzeń pokoiku, w którym było prawie zimno.
Daniel usiadł na brzegu swego łóżka. Upadał prawie ze znużenia, a jednak ani mu na myśl nie przyszło, położyć się. Przesiedział tak czas dłuższy, wpatrując się bezmyślnie w meble i zadając sobie niekiedy pytanie, poco właściwie tutaj przybył? Wówczas przypominał sobie wszystko i dziwił się, dlaczego nie płacze
Wreszcie wstał i podszedł ku oknu. Powiew świeżego powietrza orzeźwił go. Łzy puściły mu się z oczu i to mu ulżyło.
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/24
Ta strona została skorygowana.