Wstał z krzesła. Kufer jego był otwarty i można było widzieć w nim suknie i części ubrania, których Daniel nie porozwieszał w szafie. Na stole porozrzucane leżały książki i papiery, a na kominku sakiewka z pieniądzmi.
Nie tknął niczego i nic ze sobą nie zabrał; w uszach brzmiały mu jeszcze słowa służących i zdawało mu się, że wszystkie te rzeczy nie należą do niego. Zdawało mu się że popełniłby kradzież, gdyby bodaj najmniejszą rzecz sobie przywłaszczył.
Wyszedł krokiem spokojnym, nie zabierając nic, prócz sukni, które miał na sobie.
Gdy przechodził przez ogród ujrzał małą Joannę, bawiącą się w piasku i nie mógł się powstrzymać przed uściskaniem jej na pożegnanie.
Ale dziecię przestraszyło się i cofnęło.
Zapytał jej, czy go poznaje. Spojrzała na niego, ale nie odpowiedziała nic. Obca twarz, uśmiechająca się do niej, wprawiała ją w zdumienie, a zarazem napawała ją lękiem, zerwała się tedy i chciała uciekać.
Daniel zatrzymał ją łagodnie.
— Nie poznajesz mię? — zapytał — Przypatrz że mi się dobrze. Pamiętaj zawsze, że ja cię kocham z całego serca i że cieszyłbym się bardzo, gdybyś i ty chciała mię trochę pokochać. Chcę być twoim przyjacielem.
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/29
Ta strona została skorygowana.