szcie z pochyloną w dół głową zaczął się tam i sam przechadzać, pogrążony w myślach i nie mając pojęcia o tem, dokąd skieruje swe kroki.
Zaczynał już żałować, że opuścił hotel. Ale teraz było już zapóźno wracać.
W głowie rodziły mu się najrozmaitsze awanturnicze projekta, snuł niemożliwe do przeprowadzenia plany, z których każdy ledwo powstał, już ustępował miejsca nowemu, jeszcze dziwaczniejszemu.
Nagle zatrzymał się w swej bezcelowej przechadzce. Okropna myśl przyszła mu do głowy: Ależ ta cała jego misja jest po prostu śmieszną! Czyż człowiek w jego wieku zdolnym jest wogóle do rozciągania opieki nad taką małą dziewczynką?
Ale przez chwilę tylko pozostawał pod tem nowem, przygnębiającem go wrażeniem. Powoli uspokoił się, a nawet rozweselił. Zdawało mu się, że jest obok pani de Rionne, że słyszy jej głos, widzi jej uśmiech. Tak. Pójdzie naprzód śmiało i będzie działał, słuchając jedynie głosu serca, a wszystko, co uczyni, będzie dobrem. Resztę zostawi opatrzności.
Zbudził się z czasowego uśpienia i począł zwracać baczniejszą uwagę na wszystko, co go otaczało, przyglądać się przechodniom i roskoszować miłym chłodem letniego wieczoru. Życie
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/31
Ta strona została skorygowana.