odezwało się w nim znowu całą pełnią i domagało się praw swoich, ponownie tedy zaczął sobie stawiać pytania, dokąd pójdzie i co teraz pocznie.
Przypadek zaprowadził go przed bramę luksemburskiego ogrodu, leżącego naprzeciw rue Bonaparte. Wszedł do ogrodu i rozejrzał się za jaką ławką, upadał bowiem ze znużenia. Przedstawiało to niemałą trudność, gdyż ogród o tej porze był jeszcze przepełniony publicznością, żądną tej odrobiny świeżego powietrza. Dopiero po długiem szukaniu udało się Danielowi znaleść ławkę w jednym z dalszych kątów ogrodu i z westchnieniem istotnej ulgi zajął na niej natychmiast miejsce. Na drugim końcu ławki siedział jakiś młody człowiek, pogrążony w czytaniu. Za zbliżeniem się Daniela podniósł głowę, spojrzał przeciągle na przybysza i obaj zamienili ze sobą uprzejme uśmiechy.
Ponieważ ciemność z każdą chwilą coraz bardziej przybierała, przeto młody człowiek zamknął książkę i spokojnie począł się rozglądać dokoła. Ujęty jakiemś nieokreślonem uczuciem sympatji, zapomniał Daniel o swoich własnych kłopotach i utkwił spojrzenie w nieznajomym.
Był to człowiek młody, wzrostu słusznego, o twarzy pięknej, choć nieco surowej. Szeroko otwarte jego oczy patrzyły pewnie i prosto przed
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/32
Ta strona została skorygowana.