mnie z góry patrząca dama — to jest pani Tellier.
— Czy panna Joanna Rionne w domu? — badał nieśmiało służącą dalej.
— Ach, odparła zapytana, tu jej nie ma. Pani znieść jej nie może.
— Gdzież więc ona?
— Przed ośmiu dniami oddano ją do klasztoru.
Daniel stanął, jak osłupiały.
Po chwili, ochłonąwszy, z wysiłkiem pytał dalej:
— Czy długo będzie w klasztorze?
— Tego już nie wiem, rzekła zniecierpliwiona służąca. Zdaje mi się, że pani oddała ją na dziesięć lat pod opiekę zakonnic.
Dwanaście lat upłynęło.
W ciągu tego długiego czasu nie przyniosło Danielowi życie nic godnego uwagi. Odosobniony, żył jedynie dla siebie, zajęły ciągle myślami, które obrał sobie za przewodnią gwiazdę. Dnia nie było, w którymby nie myślał o Joannie. Spoważniał; nie był to już nieporadny chłopak