jak dawniej, stał się mężczyzną, a uśmiech pełen dobroci zasłaniał jego brzydotę.
Prawie ośm lat pracy poświęcił słownikowi uniwersalnemu. Ukryta anonimowa praca przypadała mu właśnie do smaku.
Czasem w ciągu pracy wznosił głowę do góry i marzył o chwili kiedy Joanna opuści klasztor. To było dlań najmilszym spoczynkiem, najdroższą pociechą.
Autor słownika poznał szybko, ile zysku mieć musi z tego cichego współpracownika, który bez skargi, pracował jak murzyn. Ów pan od dłuższego czasu myślał o tem, jakby zarobić ze 20.000 fr., nie pokazując się wcale do biura. Daniel był dlań nadzwyczaj cennym nabytkiem. Zwolna też przenosił nań kierownictwo całego aparatu, — rozdzielanie pracy, rewizję manuskryptów, specjalne zlecenia. Płacąc Danielowi 200 fr. miesięcznie, rozwiązał właśnie trudną kwestję jak można zostać autorem pomnikowego dzieła, ani nie tykając pióra. Daniel zaś dzięki temu znakomicie pomnażał zapas wiadomości; encyklopedja którą niemal całą sam opracował, wpiła mu się tysiącem kleszczy w pamięć. Najbardziej pociągało go studjum matematyki i nauk przyrodniczych. Wieczorem znów, wróciwszy do domu, zasiadał napowrót do pracy, badając filozofię.
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/44
Ta strona została skorygowana.