— Popatrz-no, wujaszku, rzekła, jakie one piękne! To prezent!
Była już w pełni rozwoju fizycznego, miała jednak wyglądanie dziecka. Wraz z nią — rzekłbyś — wtargnęło do zimnego, czczego gabinetu, światło i powietrze. Jej biała suknia rozszerzała blask łagodny, a jej oblicze ciskało dokoła różowość porannej zorzy.
Nagle stanęła jak wryta; obaczywszy obcego zmięszała się, zakłopotana.
Więc to była mała Joanna!
Mała Joanna!.. Daniel powstał i z obawą prawie, zatopił w niej swe spojrzenie. Nigdy nie myślał o tem, by dziecię urosło w dziewicę, choć to było tak naturalne! Zawsze przedstawiał ją sobie małą, opuszczona i sądził, że przy pierwszem spotkaniu będzie ją musiał ucałować w czoło.
A teraz stała przed nim piękna kobieta, podobna do tych, które go wyśmiewały. Za nic w świecie byłby nie zdobył się na tę śmiałość, iżby ucałować jej czołko.
Chyba zamieniano mu jego córeczkę. Pod wrażeniem jej widoku nie wiedział, co z sobą począć, zapomniał prawie o przyrzeczeniu danem zmarłej.
Wcisnął się w kąt i stał wyprostowany, jak struna.
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/50
Ta strona została skorygowana.