dowawszy na jednej z licznych wysepek igrali jak dwaj towarzysze od dzieciństwa razem wychowani. Spóźnili się nawet z tego powodu i księżyc pośrebrzał już fale Sekwany, gdy wracali z wycieczki, która niewysłowiony czar pozostawiła w pamięci Daniela.
Odtąd nastąpił stanowczy w nim przewrót. Przestał filozofować i moralizować; czuł że jedno tylko jest dlań możliwe: kochać.
Nigdy też odtąd nie miał dla Joanny ani surowego spojrzenia, ani słowa nagany. Nie dopatrywał się już w niej żadnych błędów, w nagrodę szczęśliwości, jaką obdarzała go przez samą swą obecność.
Przeszło dlań całe lato, jak jedno rozkoszne upojenie.
W wigilję odjazdu do Paryża wybrał się Daniel z Joanną jeszcze raz łódką na Sekwanę, by pożegnać miejsce obojgu tak miłe.
Była to smutna wyprawa. Powietrze jesienne wionęło już chłodem, a chłód ten przenikał także ich serca. Wylądowując z powrotem, spostrzegł zdala trzy osoby, które zdawały się ich oczekiwać. Pana Tellier poznali odrazu, dwaj inni byli zdaje się, goście.
Sekretarzem owładnął nagły niepokój. Poznał on gości i zapytał Joannę co ich tu sprowadza.
Joanna pomknęła szybko naprzód wołając
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/64
Ta strona została skorygowana.