spowiedź nieznajomego, który tchórzem jest może, lecz nie do tego stopnia, by Panią kochał, nie wyznając jej tego wcale.
Nic nie pragnę, prócz tego, byś Pani przeczytała list mój.
Sam żądny pocieszenia, pragnę gorąco, byś pani w życiu swem zdobyła się na spokój równie niezachwiany, jak niezachwianą jest rezygnacja mej miłości.
Niedawno temu widziałem panią w smutku, nie mogę nic uczynić dla szczęścia Pani, ale jeśli Pani serce jest wrażliwe, to uczujesz, że Ciebie kocham. Czy nie zdołasz Pani nawzajem kochać tego, który nigdy się nie okaże Tobie?
Nie wiem, po co przyszedłem na świat. Jakieś mistyczne przeczucie mówi mi, że po to, by natchnąć Cię, Pani, miłością i milczeć — na wieki.
Pisząc to, płaczę ze wstydu i z bolu. Wiem, że cierpisz, że toczysz sama z sobą walkę. Drżę z obawy, byś nie zachwiała tę wiarę w Ciebie, która rzuca mnie przed Panią na kolana. Wszak mnie rozumiesz?...“
W tym tonie i w tym duchu zapełnił Daniel jeszcze dalszych kilka stronic listu, podyktowanego jedną myślą, że kocha Joannę, która innego gotowa pokochać. Ta jedna też myśl w najrozmaitsze ujęta formy wypełniała list od początku do końca. Był to głos miłości i wiary
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/77
Ta strona została skorygowana.