łzawe jak każdy uśmiech zapisywał w pamięci na swą korzyść; przypominał sobie swój zapał, swe nadzieje, swe bezgraniczne zaufanie. I wszystko te było fałszem, czczą złudą, zdolną wydać tylko gorżkie rozczarowanie! Te spojrzenia, te uśmiechy Joanny należały się Jerzemu! A więc jego to kochała Joanna na Daniela wcale nie zwracając uwagi. Został ohydnie obrabowany z urojonego szczęścia i nic mu nie zostało prócz łez i samotności.
Mimo to jednak Joanna użyła go za spowiednika swej miłości i za pośrednika do wynurzenia jej wybranemu. Więc musiał jeszcze poddać się razem tej gorżkiej ironji; musiał pozwolić, iżby z niego nielitośnie zadrwiono. Uznano go za zbyt szkaradnego, by mógł serce swe zaprzątnąć miłością, nikomu przez myśl nawet nie przeszło, że taka brzydka maszyna może samoistnie żyć i czuć może.
Taka już jego dola: kochać, a nie być kochanym. Myśl o pani de Rionne obcą mu była w tej chwili zupełnie sprzykrzyła się Danielowi rola, do jakiej los go upatrzył. Zawsze traktowano go jako brata nigdy jako kochanka — ta świadomość nie dawała mu ani chwili spokoju.
Długo trwało przesilenie. Za ciężki był cios, aby przeszedł bez wrażenia. Nigdy byłby Daniel nie sądził, że Joanna i Jerzy sprzymierzą
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/85
Ta strona została skorygowana.