dałej jowialności wyzierała boleść i czarna rozpacz.
Przerażony pospieszył do Joanny. Oboje postanowili przyspieszyć podróż.
Daniel, opuszczając Paryż, wiedział doskonale, że boleść już nie zdoła go ponownie przyprowadzić do szaleństwa. W ciągu podróży poddał się zupełnie ociężałej jakiejś apatji. Już nie cierpiał; nawet jego myśli były niejasne, niewyraźne. Duchowa jego energja uległa zagładzie. Osłabł i z bolesną rozkoszą popadł w stan odurzenia.
Przybywszy do Saint Henri, wynajął ten sam pokój, który zajmował niegdyś i w którym serce jego tyle przeszło cierpień. Otworzył okno i popatrzył na morze. Wydało mu się ono mniejszem niż dawniej; widocznie dlatego ponieważ w sercu jego urosła niezmierna pustota. Przysłuchiwał się szumieniu fal i przypatrywał się, jak przypadały do skał wybrzeża, aby po chwili uchodzić rozbite; namiętność, wśród której huk fal morskich przygłuszało bicie jego serca.
Rozpoczął na nowo swe przechadzki nad brzegiem morza, ale obecnie wlókł się ociężale z trudem chwytając za każdym krokiem powietrze. Ze zdumieniem spostrzegł, że horyzont uległ zmianie i mniemał czasami, iż wśród nieznanych błądzi okolic. Jego serce nie gorzało
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/96
Ta strona została skorygowana.