Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

otwiera się równina cudownej żyzności, roztaczająca w nieskończoność szmaty uprawnej ziemi, pokrajane żywopłotem. Największym jednak z czarów Rocreuse’y jest chłód, wypełniający ten dół zieleni w najgorętsze nawet dni lipca i sierpnia.
Mozella, wypływająca z lasu Gagny, zdaje się wchłaniać po drodze w swe nurty zimno leśnych gąszczów, pod których osłoną toczyła się milami, nieść z sobą szmer liści i lodowaty chłód starego lasu. Nie jest ona jednakże jedynem źródłem ochłody. Wszelkie rodzaje wód płynących pluszczą się tutaj pod drzewami; na każdym niemal kroku wytryskają źródła; gdy stąpasz po wązkich ścieżynkach, czujesz pod niemi jakby jeziora podziemne, które przebijają się co parę kroków przez mchy i korzystają z najmniejszej szczeliny u stóp drzew, pomiędzy skałami, aby się na wierzch wydostać i w kryształowe rozlać krynice. Szmery i pluski tych strumyczków tak są mnogie i hałaśliwe, że przygłuszają nawet śpiew gilów, tłumnie żyjących w gąszczach. I zda ci się tutaj, że jesteś w jakimś zaczarowanym parku, gdzie zewsząd kaskady srebrzyste z wesołym tryskają szumem.
Na wilgotnych gruntach doliny rozpościerają się łąki. Olbrzymie kasztany rzucają miejscami na nie prawie czarny cień. Na skraju łąk topole szeleszczą pióropuszami swych liści, mieniących się w powiewie wiatru niby fałdy długich, powłó-