Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

nie potrafi dźwignąć worka ze zbożem; z biegiem czasu jednakże stawała się coraz pulchniejszą i widać było, że kiedyś będzie tłuściutka jak przepiórka. Pod wpływem milczącego usposobienia ojca dziewczę stało się rozsądnem w bardzo już młodym wieku. Jeźli jej lica się śmiały, czyniła to ku uciesze drugich; w głębi duszy była poważną.
W całej okolicy naturalnie nadskakiwali jej wszyscy, więcej jeszcze dla jej talarów niż dla urody. W końcu więc zdecydowała się na wybór, zgorszyła nim wszakże wszystkich. Z tamtej strony Mozelli mieszkał wysoki, barczysty chłopak, nazwiskiem Dominik Peugner. Nie był on rodem z Rocreuse’y. Przybył dziesięć lat temu z Belgii, by objąć spadek po wuju, który posiadał tu niewielkie gospodarstwo na krawędzi lasu Gagny, tuż naprzeciwko młyna o kilka strzałów z fuzyi. Przybył z zamiarem sprzedania odziedziczonej zagrody — jak zapewniał — i powrotu do ojczyzny. Zdaje się jednak, że kraj mu się spodobał, bo nie ruszał się z niego wcale. Łowił ryby, polował w lasach, kilka razy nawet omal że nie wpadł w ręce strażników i nie dostał się przed sąd. Swobodna ta egzystencya, której środków wieśniacy nie umieli sobie dość jasno wytłómaczyć, popsuła mu w końcu reputacyę. Poczęto go uważać niemal za kłusownika. Na każdy sposób zaprzeczyć się nie da, że był próżniakiem, spotykano go bowiem często śpiącego wśród traw w godzi-