Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.
II.

W miesiąc potem, w samą wigilię św. Ludwika, cała wieś Rocreuse była w popłochu. Prusacy, pobiwszy wojska cesarskie, forsownym marszem posuwali się ku wiosce. Od tygodnia już ludzie, przejeżdżający gościńcem, zwiastowali zbliżanie się szeregów pruskich. „Są już w Lormiere! Już stanęli w Novelles!“ Wobec wiadomości nieustannych o tak szybkim pochodzie, codzień rano spodziewano się w Rocreuse ujrzeć ich forpoczty, wysuwające się z pomiędzy drzew lasu Gagny. Nie przybywali jednak, co jeszcze większą wzbudzało trwogę. Z pewnością spadną na wioskę nocą i wymordują śpiących mieszkańców co do nogi.
Ostatniej nocy, przed samem świtaniem, była już mała panika. Ludność wsi zerwała się ze snu, zbudzona tumultem marsza na gościńcu. Kobiety zaczęły padać na kolana, żegnały się krzyżem; wtem poznano czerwone spodnie żołnierzy przez szpary ostrożnie rozchylanych okiennic. Był to oddział francuski. Kapitan wezwał do siebie natychmiast wójta i rozmówiwszy się z ojcem Merlier, rozgościł się w młynie.
Słońce dnia tego dziwnie weszło radosne, zwiastując upalny dzień. Las zalewały blaski złociste, nad łąkami pływał jeszcze mleczny opar. Wieś ładna i czysta budziła się zwolna w chłodzie ranka, ogrody zaś i pola dokoła niej, zro-