wejrzenie aksamitu. Ale Franciszka nie zwracała wcale uwagi na tajemnicze uroki nocy. Rozglądała się natomiast po okolicy, szukając oczyma wart, jakie Niemcy musieli porozstawiać na wybrzeżu. Cienie ich dostrzegała wyraźnie wzdłuż Mozelli. Jedna jedyna znajdowała się naprzeciw młyna niedaleko wierzby, której gałęzie kąpały się w rzece. Franciszka widziała żołnierza wybornie. Był to mężczyzna wysokiego wzrostu. Stojąc w miejscu bez poruszenia zwrócił oczy ku niebu w marzycielskiej postawie zadumanego pasterza.
Skończywszy staranny przegląd miejscowości wróciła do łóżka i usiadła. Siedziała tak może z godzinę w głębokiem zamyśleniu. Potem zaczęła na nowo nasłuchiwać: w całym domu jednak nie było słychać najlżejszego szelestu. Powróciła do okna i wyjrzała przez nie, jakby wahając się; zdaje się wszakże, że jaśniejący jeszcze na niebie z po za wierzchołków drzew rożek księżycowego sierpa musiał się jej wydać świadkiem zbytecznym, czekała bowiem dalej. Nakoniec osądziła, jak się zdaje, że chwila stosowna nadeszła. Noc stała się zupełnie czarną, nie było widać wśród mroków najbliższej nawet placówki, cała okolica przedstawiała się niby sadzawka, pełna atramentu. Przez chwilę jeszcze dziewczę nastawiało uszu, w końcu zdecydowała się. Zewnątrz w pobliżu okna biegła po murze pionowo żelazna drabinka
Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.