Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

A kiedy wyciągnął w ciemności ręce, by ją powtórnie pochwycić w objęcia, odezwała się do niego po raz drugi przez „ty“:
— Błagam cię, zrób jak mówię... Jeżeli ty umrzesz, ja umrę także. Za godzinę będzie świt, musisz uciekać bez zwłoki...
Szybko opowiedziała mu swój plan. Drabina żelazna spuszcza się aż do samego koła. Stąd będzie mógł zejść po szuflach do łodzi, ukrytej w zagłębieniu za kołem a przeprawiwszy się na brzeg przeciwny, ucieknie z łatwością.
— Muszą przecie stać warty.
— Jedna tylko: na tamtym brzegu pod wierzbą, zaraz naprzeciwko.
— A jeźli mnie dostrzeże i narobi wrzawy?
Franciszka zadrżała. Wsunęła mu w rękę nóż, przyniesiony z sobą.
Umilkli oboje.
— A wasz ojciec? a wy?... — odezwał się znowu Dominik. — Nie! ja nie mogę uciekać. Skoro mnie tu nie będzie, żołnierze gotowi was pomordować. Wy ich nie znacie. Obiecywali darować mi życie, jeźli im będę służył za przewodnika w okolicznych lasach. Skoro spostrzegą, że uciekłem, będą gotowi na wszystko.
Młoda dziewczyna nie przestała upierać się przy swojem. Na wszystkie argumenta Dominika miała za całą odpowiedź:
— Przez miłość dla mnie, uciekaj!... Jeżeli